Po co pobudzać nadpobudliwe dziecko?
- Filip Sokala

- 21 paź
- 2 minut(y) czytania

Masz dziecko o charakterze Diabła Tasmańskiego z Looney Tunes?
Pobudzać je, czy nie pobudzać?
Krótka odpowiedź? Jasne, że pobudzać!
W końcu samo, na własną rękę szuka pobudzenia.
Potrzebuje pomocy, a naszą rolą jest mu w tym pomóc – ale z głową.
Zachowanie dziecka może wynikać ze zwiększonego zapotrzebowania na wrażenia czuciowo-ruchowe (jego układ nerwowy odbiera ich zbyt mało). Może też wynikać z potrzeby utrzymania optymalnego poziomu pobudzenia, niezbędnego do koncentracji i równowagi emocjonalnej. Najczęściej występują obie przyczyny jednocześnie.
Sztuką jest nie tylko odpowiednio pobudzać nadpobudliwe dziecko, ale też tworzyć warunki, w których to pobudzenie może się spalić, a następnie ustąpić miejsca hamowaniu i wyciszeniu.
Często obserwujemy u dzieci wzmożoną aktywność motoryczną, silne emocje i impulsywność. I wtedy pojawia się pytanie: czy dziecko, które już „kipi energią”, powinno być jeszcze dodatkowo pobudzane? Intuicja podpowiada: jeśli ktoś jest zbyt pobudzony, trzeba go wyciszyć. Ale z perspektywy neuropsychologii sprawa wygląda inaczej.
Pomyśl o zmęczonym kierowcy, który próbuje utrzymać czujność. Sięga po kawę, włącza głośniejszą muzykę, otwiera okno. Szuka bodźców, które pomogą mu zachować optymalny poziom pobudzenia, by móc się skoncentrować i prowadzić bezpiecznie. Nie dlatego, że lubi hałas czy kofeinę, ale dlatego, że jego układ nerwowy potrzebuje odpowiedniej stymulacji, by działać efektywnie.
Podobnie jest z dziećmi z nadpobudliwością. Badania neuropsychologiczne wskazują, że u części z nich zaburzona jest równowaga między procesami pobudzania a hamowania w układzie nerwowym. Często problemem nie jest „nadmiar energii”, lecz trudność w regulowaniu pobudzenia. Dziecko nie potrafi utrzymać optymalnego poziomu czujności i skupienia, więc stale szuka bodźców, które mu to umożliwią.
Uwaga: żeby dziecko mogło uczyć się hamowania, musi najpierw zostać pobudzone. W przeciwnym razie jego układ nerwowy sam zacznie poszukiwać bodźców. Nie nauczymy hamowania ospałego dziecka – ani takiego, które za wszelką cenę szuka wrażeń.
Kluczem nie jest więc unikanie bodźców, ale nauka ich kontrolowania. Nie możemy i nie powinniśmy pozbawiać dziecka emocji czy bodźców – są one naturalną częścią rozwoju. Celem terapeutycznym i wychowawczym jest nauczenie dziecka, jak regulować pobudzenie i reakcje emocjonalne.
Jak to robić w praktyce?
Rolą dorosłego jest pomóc dziecku:
Przechodzić od chaosu do kontroli – od spontanicznego, nieświadomego pobudzenia do uporządkowanego, celowego działania.
Uczyć się hamowania – poprzez aktywności, które angażują ciało, ale wymagają skupienia i przestrzegania zasad. Dorosły pełni tu rolę „zewnętrznego hamulca”, który z czasem dziecko internalizuje.
Budować koncentrację poprzez zainteresowania i wyzwania. To, co dziecko naprawdę angażuje, najlepiej rozwija uwagę i zdolność samoregulacji.
Celem nie jest „wyłączenie” dziecka, ale nauczenie go bycia kierowcą własnego układu nerwowego – takim, który potrafi zarówno dodać gazu, jak i wcisnąć hamulec.
Na początku hamowanie może trwać krócej, niż byśmy chcieli. Nie szkodzi – w mózgu dziecka właśnie „wydeptywana” jest nowa ścieżka. Z czasem, dzięki treningowi, stanie się autostradą szybkiego ruchu.
Poniżej przegląd literatury, która stanowi podstawę dla tez zawartych w tekście:
Russell A. Barkley – modele neuropsychologiczne ADHD, rola hamowania behawioralnego i funkcji wykonawczych.
Bruce D. Perry – rola rytmu i regulacji w układzie nerwowym w kontekście traumy i nadpobudliwości.
Badania kliniczne i metaanalizy dotyczące efektywności CBT, treningów uwagi (np. Cogmed), mindfulness i neurofeedbacku w leczeniu ADHD.





Komentarze